Onesmo przyjechal pare minut po dziesiatej. Zrobil dla nas zakupy (zapas wody, bananow, mango, ciastka) i ruszylismy na spalona sloncem pustynie. Przed samochodem krecily sie male tornada, niosac ze soba chmure popiolu.
Do pierwszej wioski, Engaruka, dotarlismy po poltorej godziny. Natychmiast zostalismy okrazeni przez masajskie kobiety, ktore pchaly nam przed oczy kolorowe bransoletki. Usmiechaly sie przy tym szczerbato i nie dawaly za wygrana.
Siedlismy w knajpce, po ktorej biegaly kurczaki. Onesmo zamowil dla nas banany z miesem z kozy. W Tanzanii istnieja przynajmniej trzy rodzaje bananow, ktorych nie je sie na surowo. Smakuja jak kasza manna, maja podobny kolor.
Rozloscil nas fakt, ze gdy przyszlo do placenia, wszyscy nagle sie ulotnili. Onesmo nie uprzedzil nas, ze oczekuje od nas wyzywienia dla siebie i kierowcy. Bylismy tym faktem rozdraznieni.
Kolejne poltorej godziny zajelo nam dotarcie nad jezioro Natron. Na trasie samochodu ustawione byly trzy bramki, ktorych oplaty wyniosly w sumie 35$. Po drodze moglismy podziwiac Ol Doinyo Lengai - wulkan, ktory przyjechalismy zdobyc.
W masajskiej wiosce Engaresero sytuacja z upartymi kobietami powtorzyla sie. Zdecydowalismy sie kupic... zdjecie! Za mozliwosc sfotografowania kobiety z dzieckiem (tylko jedna proba) zaplacilismy 1500TZS = 3zl. Trudno sie jednak temu dziwic, ludzie zyja tu w skrajnej biedzie.
Onesmo zalatwil przewodnika i poinformowal nas o dodatkowych oplatach za dojscie do wodospadu i jeziora. Konczyla nam sie cierpliwosc dla tego czlowieka. Nie mielismy jednak wyjscia, pokonalismy kawal drogi, aby tu dotrzec.
Nasz humor poprawil sie, gdy nieoczekiwanie spotkalismy Milosza - chlopaka ze Stanow, z ktorym korespondowalismy z Polski. Opisal swoj plan podozy na forum Lonley Planet, ktory pokrywal sie z naszym. Nie udalo nam sie jednak dograc, wiec kazdy z nas dotarl tu na wlasna reke.
Droga nad wodospad sprawila nam spora frajde. Na przemian szlismy po skalach lub srodkiem rzeki. Rozpadalo sie. Wskoczylam w ubraniu do wody i z pomoca przewodnika wdrapalam sie pod sam strumien rozbijajacego sie o glazy wodospadu.
Po powrocie do wioski Onesmo oswiadczyl, ze zamowil dla nas uczte (na nasz koszt) i ze nie pojedziemy nad jezioro, bo prawdopodobnie bedzie tam za duzo blota. Odpowiedzialam, ze w to nie wierze i ze lepiej, zeby nas tam natychmiast zawiezli. Przemek spojrzal na mnie zaskoczony i rozbawiony. Ostrzylam juz na nich pazury.
Za piec minut siedzielismy w samochodzie. Do jeziora dojechalismy bez problemow. Byl to ciekawy widok, choc spodziewalam sie czegos innego. Na zdjeciach jezioro bylo czerwone ze wzgledu na wysoka zawartosc rozpuszczonych w wodzie mineralow (glownie sody). Widzielismy czerwone pasy w oddali, ale w miejscu, w ktorym stalismy, byla tylko cienka warstwa wody odbijajaca niebo i chmury. Flamingi odzywaly sie na horyzoncie. Szlismy przed siebie po kostki w blocie, kilkakrotnie gubiac buty.
Nasz masajski przewodnik, David, bardzo chetnie opowiadal o swojej kulturze, jednoczesnie zadawajac wiele pytan o nasza. Interesowalo go, jak wyglada u nas ceremonia zaslubin. On sam za dwa miesiace zostanie mezem. Masajowie moga miec wiele zon, o ile ich na nie stac (na razie rekord wioski to dziesiec). Za kobiete trzeba zaplacic jej rodzicom w bydle (okolo dziesieciu sztuk), kilku owcach i kozach. Narzeczeni nie moga pozwolic sobie na pocalunki czy zostanie u siebie na noc. Ceremonia slubna trwa trzy dni, podczas ktorej kobieta zostaje zwiazana z mezczyzna na zawsze. Oznacza to, ze po jego smierci czy zniknieciu (wielu z nich znajduje prace w duzych miastach i nigdy nie wraca) nie moze ponownie wyjsc za maz.
David, mimo mlodego wieku, jest bardzo dobra partia. Nie musial placic za kobiete, bo w tutejszych kregach jest uznawany za bohatera, gdyz zabil lwa atakujacego bydlo. Gdy dzikie zwierze zbliza sie do boma, wojownicy dma w rog wzywajac posilki z innych wiosek. Za pomoca dzwiekow potrafia okreslic miejsce spotkania i jego przyczyne (niebezpieczenstwo, slub itp). W ciagu dwoch dni wojownicy okrazaja lwa i czekaja w trawie z zacisnieta w reku wlocznia. W tym czasie spiewaja piesn, ktora ma zwierze uspokoic. W pewnym momencie lew rusza na jednego z wojownikow i probuje przerwac zapore. Wtedy wlasnie zostaje smiertelnie raniony.
W miare zapadania zmroku czulismy poglebiajacy sie niepokoj zwiazany z nocnym podejsciem na Ol Doinyo Lengai. Spakowalismy swoje rzeczy i korzystajac z chwili spokoju zasnelismy w samochodzie.
Dzisiejsze wydatki:
150$/dzien (+ 33$ napiwku dla kierowcy) - wynajecie samochodu terenowego
30$/dzien (+ 13$ napiwku) - uslugi Onesmo
30$ - oplaty na bramkach na trasie Engaruka - jezioro Natron
10$ - wynajecie przewodnika nad wodospad i jezioro natron
50$ (+ 10$ napiwku) - wynajecie masajskiego straznika na Ol Doinyo Lengai.