Gdybym miała zacząć od słów, których użyłam w ubiegłym roku, musiałabym napisać: pięćset trzydzieści dni i jedno DZIECKO później.. W grudniu zostałam mamą! Wsiadając na pokład samolotu powrotnego z Santiago de Chile nie mogłam nawet przypuszczać, że zabieram ze sobą pasażera na gapę, który wkrótce zawładnie moim domem, czasem, sposobem życia. Wszystko się zmieniło. Moje zmysły automatycznie wyostrzyły się i ukierunkowały na zaspokojenie potrzeb małego człowieka. Słyszę przez sen, czuwam w półśnie, widzę, co dzieje się za moimi plecami. Posiadłam umiejętność produkcji mleka i lunatykowania. Oraz czarnowidzenia.
Nie planowaliśmy w tym roku przekraczać granic naszego kraju. Nie było naszym zamiarem skorzystać z promocji prenumeraty miesięcznika „Podróże”, a tym bardziej zastać w nim rankingu europejskich tras rowerowych. Nie planowaliśmy znaleźć rodziny, która taką podróż już odbyła ze swoją czteroletnią córką (www.rowerowarodzinka.pl). Padliśmy ofiarą samonakręcającej się machiny, która wzbudziła w nas dreszcze i pchnęła w dłonie dwa bilety na prom w kierunku „wyspy piękna”. Korsyka, czyli uwielbiane przez nas Morze Śródziemne, klify, rafy i góry. W tym roku boso, ale w ostrogach - zgodnie z mottem książki!
Koszty dojazdu:
Samochód Warszawa - Livorno - Warszawa: 1120 zł gaz, 470 zł opłaty za autostrady i winiety.
Prom Corsica Ferries Livorno - Bastia - Livorno (dwie osoby dorosłe, samochód o wysokości powyżej 2,4 metra): 220 euro.