Dzisiaj moim oczom ukazal sie najpiekniejszy widok w moim zyciu.
Nie jest latwo wstac o 03:00 nad ranem, gdy temperatura jest bliska zeru. Tym bardziej, gdy pol nocy spedzilam na warcie modlac sie (!), aby deszcz przestal padac.
Ostatecznie wynajelysmy przewodnika w firmie Glacier Guides. Zrobili na nas duzo lepsze wrazenie niz oblegane przez turystow Icelandic Mountain Guides. Cena w obu taka sama: 22900 ISK = 570zl.
Spotkalismy sie o 04:00 rano przed chata przewodnikow i ruszylismy samochodami terenowymi na lodowiec. Do wyprawy dolaczyla jeszcze para Niemcow i dwoch Szwedow.
Pierwsze dwie godziny byly dla mnie jak spacer. Wchodzilismy lekko pod gore, po zboczu na przemian z osypujacych sie glazow lub miekkiego dywanu z mchu. Pogoda byla wymarzona, modly poganki wysluchane :)
Ekscytujaco zrobilo sie na sniegu, gdy wyjelismy raki i czekany, a za chwile rowniez uprzeze i wiazalismy sie linami. To bylo moje pierwsze podejscie z uzyciem sprzetu alpinistycznego, wiec bylam zachwycona jego mozliwosciami. Szczegolnie mozliwoscia wchodzenia po lodzie, ktory faktura przypomina lustro - skrzy sie pod stopami, ocieka woda, odbija obraz chmur.
Kilka dni temu szlak na najwyzszy szczyt lodowca Vatnajokull zostal zamkniety. Otworzyly sie tam szczeliny w sniegu, nad ktorymi nie sposob panowac. Nasz alternatywny, Hrútsfjallstindar, nalezal do jednych z najwyzszych, ale byl jednoczesnie trudniejszy i ciekawszy. Zaczynalismy z wysokosci 90m n.p.m, konczylismy na 1875m. Calosc trasy wynosila 22km.
Szczeliny w lodowcu to osobliwy widok. Te, obok ktorych stawialam stopy, siegaly na glebokosc ok. 15m. Im glebiej, tym ich kolor stawal sie coraz bardziej niebieski. W mniejsze, nasza przewodniczka i kolezanka z ekipy wpadly, znikajac praktycznie pod sniegiem.
Chętni na zdobycie lodowca powinni mieć nieco doswiadczenia w gorach i wystarczajaco dużo sily na ponad 12 godzinny marsz. Po naszej "drodze krzyzowej" w Landmannalaugar nie odczulam tego stopnia trudnosci 5/5, ktory okreslili przewodnicy. Ale silnie dzialala na mnie adrenalina, wiec pewne rzeczy na pewno odczuwalam inaczej.
Gdy osiagnelismy szczyt... widok byl jak z bajki. Pustynia nie majaca konca, pokryta sniegiem, pekajacymi szczelinami, przedzierajacymi sie wierzcholkami lodowcow... I chmury! Niebo pod stopami i nad glowa. Ten obraz Kordiana na Mt. Blanc chyba nigdy mnie juz nie opusci. Patrzylam na to z niedowierzaniem. Widok wyciskajacy lzy z oczu.
Na samym poczatku pomyslalam, komu zadedykuje to wejscie. Mojemu Tacie, on jako, pierwszy pojawil sie w moich myslach.