Wczorajszy wieczor minal mi pod haslem prania. Ruszalysmy na polnoc, grzechem byloby nie skorzystac z szuszarki do ubran. Szkoda tylko ze okazala sie ona skarbonka bez dna (50 ISK za 10min). Na szczescie przyszla pewna kobieta i powiedziala, ze wrzuca swoje ubrania na 1,5 godziny i moze tez wysuszyc moje. Teraz wszystko pachnie proszkiem do prania - niespotykany zapach :)
Pralnia stala sie miejscem towarzyskich spotkan. Spedzilam tam wieczor z nasza grupka Francuzow planujac kolejne wspolne wyjazdy. Byc moze zawitaja w przyszlym roku do Polski. Mialabym okazje przygotowac im prawdziwe placki ziemniaczane, a nie te papke, ktora czestowalysmy ich kilka dni temu w Vik (Guillaumowi mimo wsztstko bardzo smakowala).
Gdy pozniej zegnalismy sie z nimi, bo jutro wracaja juz do kraju, bylo mi tak przykro. Podobne uczucie mialam rozstajac sie z Thorsturem. Nie wiem, jaka wiez wytwarza sie na Islandii pomiedzy ludzmi, ale bardzo szybko staje sie silna. Dorota, ktora duzo podrozuje, potwierdza, ze cos takiego spotyka ja po raz pierwszy. Zaczynamy wodzic wzrokiem za plecami osob, ktorych moze juz nie spotkamy, a ktorych drogi nieoczekiwanie wiele razy przecinaly sie z naszymi...
Chlopaki zostawili nam cukier, kawe, musli, paczke rodzynkow, dzemy i gaz - wszystko, co najlepsze.
Poranek byl nieco leniwy. Czulysmy sie zmeczone po wczorajszej wyprawie. W dalszym ciagu bolaly nas stopy (prawdopodobnie od noszenia rakow i dlugiego zejscia). Poswiecilam troche pieniedzy, aby skorzystac z Internetu, ktory jest tutaj drogi (1000 ISK/h = 25zl) i do ktorego dostep jest bardzo ograniczony.
Mialysmy troche problemow ze zlapaniem stopa, co nas dziwilo, bo w koncu mialysmy na sobie swieze ubrania i bylysmy niemal prosto spod prysznica ;) Ale sporo osob lapalo okazje, wiec tym bardziej cieszylysmy sie, gdy para Wlochow postanowila zabrac nas do odleglego o 140km Hofn. Przystaneli nad jeziorem Jokulsarlon, ktore w dzisiejszej deszczowej pogodzie nie urzekalo tak, jak dwa dni temu.
Na miejscu spotkalam przewodnikow z Glacier Guides. Jeden z nich fundowal swojej grupce turystow nalesniki z toffi i bita smietana. Gdy wyszli, a jeden talerz zostal prawie nietkniety, czym predzej skoczylam po dwie lyzeczki i go zwinelam na nasz stol. Musialysmy go szybko zjesc, bo mialam pewne podejrzenia, ze jego wlasciciel jest w lazience (bus Glacier Guides ewidentnie na kogos czekal). Zaczynamy byc coraz bardziej bezczelne w tych naszych drobnych kradziezach :) Urozmaicaja nam one smutna, deszczowa pogode.
Wczoraj po zdobyciu lodowca nie mialysmy sily jesc, wiec dzis pozwolilysmy sobie zaszalec i zjesc "na miescie", w lokalnym fast foodzie (zestaw bez picia 780 ISK = 17zl). Mialysmy zaraz ruszyc w dalsza droge na polnoc i nocowac przy jakiejs rzece, gdzie bede mogla lowic ryby. Mojego wedkarskiego zestawu nie przechwycono na lotnisku, mimo, ze nie mozna go wwozic bez zaswiadczenia o sterylizacji weterynaryjnej. Nie przechwycono rowniez innych rzeczy, ktore nie byly do konca zgodne z panujacym prawem (3kg jedzenia, zadnych wedlin itp). Niestety, Dorota dostrzegla brak kurtki i nasz pobyt przedluzyl sie w Hofn o te jedna noc. Nie udalo sie jej jednak odzyskac.
Nocujemy gdzies w polu, na srodku drogi, majac nadzieje, ze nikt nas nie odwiedzi.