Jak dzis wstawalam z lozka, zyczylam sobie, aby choc raz korzystanie z publicznego transportu nie bylo uciazliwe.
Pociag do Kalkuty mial drobne opoznienie, co oczywiscie mozna wybaczyc. Tak samo jak to, ze mial jechac dwie i pol godziny, a jechal cztery. Gdy tylko zamykalam oczy, nagle pojawial sie ktos, kto mi je sila otwieral - czy to pan sprzdajacy dlugopisy i portfele, czy lokalny muzyk grajacy na mandolinie.
Zlapalysmy taksowke na lotnisko (600Rs = 36zl). Nie ukrywam, ze spowodowalo to zgrzyt miedzy mna a Aska, bo przybrala sposob podrozowania, ktorego nie lubie (czyli dajemy sie naciagac, bo mamy ciezkie plecaki).
Przejazd przez Kalkute byl szokujacy. Nigdy nie widzialam takiego miasta. Wysypiska smieci pod oknami domow, ludzie szperajacy w nich, wszedzie tlumy, korki na ulicach. I bezdomni. To byl najgorszy widok. Lezeli nago na chodnikach, mieli uprazone od slonca ciala, wychudzeni, prawie martwi. Od razu pojawia sie mysl, jaka opieke zdrowotna moze zagwarantowac panstwo w tak przeludnionym miescie. Gdzie nie spojrzalam, byly setki osob.
Z taksowki wysiadlam otepiala, zmeczona widokiem oslawionej Kalkuty.
Lotniska w Indiach maja to do siebie, ze nie wejdziesz do nich, jezeli nie masz biletu. Powoduje to mase problemow, gdy na przyklad bankomat czy internet jest w srodku. Budki wszystkich krajowych przewoznikow maja okienka na zewnatrz (dzialaja 24H/dobe), ale brakuje posrednika, ktory sprawdzilby cale polaczenie. W takim przypadku polecam strone www.makemytrip.com. Ale poniewaz Internet byl w srodku i nie moglysmy sprawdzic polaczen z Kerala, kupilysmy posredni lot do Chennai (4700Rs = 280zl).
Naiwnie zalozylysmy, ze wszystko pojdzie planowo i zarezerwowalysmy jeszcze bilety kolejowe do Madurai. Mialysmy dokladnie godzine, aby przedostac sie z lotniska na dworzec, ale ze dokladnie tyle opoznil sie samolot, wyszlo... jak to w Indiach :)
Nie tracilysmy jednak nadziei, bo do tej pory zaden pociag nie odjechal o czasie. Po drobnych zamieszkach z taksowkarzami zlapalysmy kierowce, ktory w 40min dowiozl nas na dworzec (550Rs = 33zl). I wtedy to poczulam! Zrozumialam logike tego systemu, pokore ludzi zyjacych w takich warunkach. Siedzialam rozluzniona w taksowce, smiejac sie z budzacej sie we mnie sympati do Indii. To oczywiste, ze nie zdarzymy na ten pociag. Nawet nie ma o czym dyskutowac.
Na dworcu kupilam nowe bilety na pociag, ktory odjezdzal godzine pozniej. Wszesniej nas o nim nie poinformowano, bo zostaly tylko miejsca w pierwszej klasie, a my widocznie na wyzsza klase nie wygladamy :) Przedzial ma tylko cztery lozka i dodatkowo klimatyzacje (czyli cztery wiatraki na suficie). Po moim lozku biega mysz, spojrzalysmy sobie przed chwila w oczy. Za te wszystkie atrakcje na odcinku ponad 450km zaplacilam 650Rs, czyli niecale 40zl.