Zakupy w Varkkalai. W pierwszej chwili czlowiek pedzi do bankomatu oszolomiony niskimi cenami barwnych ubran (swoją drogą, bankomat jest oddalony o kilka kilometrow od klifu, a zmowa taksowkarzy kaze slono za tę przejazdzke zaplacic). Gdyby jednak przyjrzec sie lepiej tym rzeczom, wszystko okazuje sie brudne, uszyte na kolanie lub podarte. Nie wspomne o tym, ze kazdy kraj oszukuje na towarach, z ktorych slynie. W Maroko wciskali nam dywany z welny z wielblada, ktore okazywały się calkiem zwyczajne. W Indiach pojecie "100% SILK" jest co najmniej wieloznaczne. Jedwab skrzy sie od plastiku.
Najlepsze moje zakupy w tym kraju to puchowy spiwor i polary. W sklepach trekkingowych mozna kupic naprawde dobre i tanie rzeczy. Sprzedawcy chetnie sie wymieniaja (zbylysmy moskitiere, ktorej Asia nie planowala zabierac z powrotem do Polski).
Najbardziej kuszace sa stragany z przyprawami i herbata. Sprzedawcy oczywiscie doskonale o tym wiedza, wiec kazda cene dlugo trzeba targowac. Wsród przypraw popularnością wyróżnia się masala. Kazda jej odmiana swietnie pachnie. Do tego złoty tumeric (kurkuma) i szafran. Polecam również biały pieprz, którego intensywny zapach unosi się po całej kuchni. Jeśli chodzi o herbatę, w poludniowej Kerali przewaza granulowana, ktora nie zachwyca aromatem.
Na naszym planie podrozy pozostal juz tylko jeden punkt - rejs statkiem po backwaters (kanal, w ktorym mieszaja sie wody slodkie i slone).
Pomalu robie juz rachunek sumienia. Ciagle lecze sie z zadry, ktora zostawilo swieto Holi, choc tak naprawde nie ma to znaczenia. Podobnie Himalaje, ktore zatarly przede mna swoje drogi.