Odwieczne zwyczaje Masajow nakazują im nieustanną wedrowke rowninami afrykańskiego lądu. Wysiedleni z Serengetti, pobudowali swoje osady w Narodowym Parku Ngorongoro, przez ktory wlasnie dzisiaj przejezdzamy. Na calym obszarze widac rzadko rozstawione boma - masajske chaty ustawione w kregu, otoczone ciernistymi galeziami. Jeszcze do niedawna rzad tanzanski probowal wplynac na polkoczowniczy tryb zycia Masajow. Zmienil zdanie, gdy zauwazyl, ze znakomicie radza sobie z uprawa na nieurodzajnych ziemiach.
Park Ngorongoro nie jest tak ciekawy, jak Serengeti. Odczuwa sie brak swobody, gdyz oszukiwani przez rzad tanzanski Masajowie, potrafia wybic szybe samochodu domagajac sie oplaty za kazde zrobione im zdjecie. Sam krater jest jednak malowniczy. Latwo tu spotkac stada gazeli, skradajace sie hieny czy nosorozce. Nie ma kolejek samochodow, ktore nasz kierowca zartobliwie nazywal migracjami Mzungu.
Na wieczor zjechalismy do kampingu na skraju krateru. Na jego tylach, w gaszczu roslin, wypasal sie slon. Chlod dawal nam sie we znaki. Nie spodziewalismy sie cieplej wody, wiec kazdy z nas wzial tradycyjny zimny prysznic. Dobra rada na przyszlosc - zawsze sprawdzic kurek niebieski!