Noc byla dla nas bardzo ciezka. Kladac sie wczoraj spac poczulam w sobie przeszywajaca fale zimna. Moje cialo momentalnie zaczelo sie przed nia bronic, wzbudzajac dreszcze. Trzeslam sie kilka godzin i do tego stopnia, ze Przemek chcial sprowadzic lekarza. Balismy sie, ze to dur brzuszny, na ktory nie udalo mi sie przed wyjazdem odnowic szczepionki. Udalo mi sie uspokic i zasnac, ale za kazdym razem, gdy sie przebudzilam, zaczynalo sie od nowa. W drugiej polowie nocy dostalam goraczki i znowu dreszczy, ale tym razem typowo chorobowych. Oprocz tego zupelnie nic mi nie dolegalo.
Rano - jak reka odjal. Po zlej nocy ani sladu, humor dopinwuje. Leniwie zwlekalam sie z lozka, sluchajac muzyki i wzruszajac sie bez powodu.
Zwinelismy namiot i poszlismy na dworzec autobusowy. Po poludniu musielismy byc na lotnisku w Calamie. Autobusy w tej czesci kraju to prawdziwe M-4: dwa pietra, telewizor, klimatyzacja, fotele rozkladane do pozycji pollezacej (hiszp. semi-cama). Kierowca wystrojony w biala koszule i krawat (mimo panujacego upalu). Zaluje, ze musze leciec samolotem, mimo ze droga ladem zajelaby caly dzien (mam na mysli pelne 24 godziny).
Na lotnisku przywital nas dziki tlum zdezorientowanych turystow. Kolejka do odprawy bagazu ciagnela sie przez caly hall, co juz wskazywalo na to, ze nie wylecimy o czasie. Mielismy opoznienie ponad godzinne, ale nie mialo to znaczenia, gdyz kolejny nocleg postanowilismy spedzic na lotnisku w Santiago.
Odebralismy bagaze. Powinnismy kierowac sie z nimi do wyjscia, ale robilismy to niechetnie, gdyz w tej czesci budynku komfort ewentualnego spania bylby znacznie wyzszy. Zapytalismy straznika, czy mozemy cofnac sie z bagazami na gore. Po chwili to pytanie wydalo nam sie niedorzeczne - pytalismy przeciez o to, czy mozemy zabrac m.in noz, nozyczki, gaz pieprzowy i butle z gazem do strefy bezpiecznej, ktora tak szczegolowo kontroluja. Straznik uprzejmie nas do tego zachecil, wprawiajac nas tym samym w oslupienie. Przemykalismy sie po schodach jak uciekinierzy, probujac nie zwracac na siebie uwagi. Widzac innych straznikow skrecalismy w druga strone.
Bylo wygodnie, cieplo, mielismy internet. W telewizji co dziesiec minut pojawiala sie relacja ze spotkania Pani Prezydent Argentyny z nowym papiezem. Ciekawe, jakie nastroje panuja w tym kraju. Dowiemy sie za tydzien!