Nie wiem, jak to sie stalo, ze zaspalismy. Przeciez ustawialam budzik... Obudzilo nas walenie do drzwi i glos meza wlascicielki "7:15!". Spakowalismy plecaki w kilka minut i wybieglismy z hostelu, tracac tym samym oplacone sniadanie. Dobieglismy do umowionego miejsca i... czekalismy jeszcze pol godziny, zanim autobus pozbieral wszystkich turysyow i po nas wrocil. W Chile jest taki zwyczaj, ze to kierowca jedzie po pasazerow, a nie na odwrot - nie pasazerowie przychodza na umowione miejsce.
W trakcie jazdy zdalismy sobie sprawe, ze pieniadze gdzies nam sie rozeszly i moze byc nieciekawie. Sytuacja byla tym gorsza, ze na bramie parku narodowego skasowano nas na 18000 pesos za wstep i kolejne 12000 pesos za katamaran (zaplacilismy w dolarach, rejs trwal 30 minut). Pocieszalismy sie tym, ze kempingi w Torres del Paine sa darmowe - gdzie tam! Okazalo sie, ze nie wszystkie. Zaraz po dobiciu do brzegu zostalismy zaproszeni do uiszczenia oplaty za nocleg (Guarderia lago Pehoe, 4500 pesos / osoba).
Odradzano nam ten kamping ze wzgledu na gwaltowny wiatr, ktory wieczorami sieje tutaj spustoszenie. Nie moglismy jednak zmienic planow, bo jeszcze tego samego dnia chcielismy wybrac sie nad lodowiec. Majac jednak te przestroge na uwadze, rozbilismy sie za poteznym glazem. Rzucilismy rzeczy do namiotu i ruszylismy na szlak.
Trasa biegla malownicza, zielona dolina. Niestety, wiekszosc drzew splonela w poteznym pozarze, jaki mial miejsce w 2005 roku. Czarne zgliszcza wystaja z ziemi jak grobowce. Robi to duze, ale nieprzyjemne wrazenie. Po drodze mijalismy Lagune Los Patos, przy ktorej silny wiatr uniemozliwial nam wykonanie kroku na przod. Na horyzoncie rysowal sie juz jezor lodowca Graya, ktory, gdyby skojarzyc jego nazwe z kolorem (ang. szary), oddalby wiernie panujace wokol niego warunki atmosferyczne. Z Lago Gray wystawaly blekitne gory lodowe, a po drugiej stronie, ze skalistych scian, strzelaly wodospady.
Po powrocie do kampingu probowalismy dopchac sie pod prysznic, ale bezskutecznie. Z nieznanych nam powodow natryski sa otwarte tylko w godzinach 08:00 - 10:00 oraz 19:30 - 21.30. Zrobilismy co w naszej mocy, zeby nie klasc sie brudnymi i wskoczylismy w spiwory.
Wiatr stopniowo narastal. Spanikowani ludzie przestawiali namioty za nasza skale. Probowalismy spac, ale wialo tak mocno, ze cala konstrukcja uginala sie pod naporem powietrza, uderzajac mnie przy okazji w glowe. Musielismy zmienic kierunek spania, bo pompujacy sie materia budzil niemile skojarzenia przyduszania twarzy poduszka. Towarzyszyl temu uciazliwy lomot. Sporo namiotow ucierpialo tej nocy, ale nasz te probe przetrwal.