Geoblog.pl    majka    Podróże    Korsyka. Boso, ale w ostrogach.    Urodziny
Zwiń mapę
2014
20
wrz

Urodziny

 
Francja
Francja, Alata
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 1498 km
 
Swoje trzydzieste drugie urodziny Przemek rozpoczął od kąpieli w morzu. Hania odprowadziła Go zdziwionym wzrokiem, wodząc za Nim paluszkiem – tę trudną sztukę opanowała podczas wyjazdu. Słońce świeciło dziś niemiłosiernie. Byliśmy zmuszeni przebudować osłonę przeciwsłoneczną przyczepki, gdyż tworzący się wewnątrz mikroklimat nieuchronnie uprażyłby naszą córkę. Stworzyliśmy więc baldachim, zaczepiając pieluchę tetrową o tylne koło roweru. Hania od razu poczuła różnicę – wiatr targał przerzedzoną kępkę jej włosów, a „zimny łokieć”, czyli w jej przypadku stopa, na stałe zagościła na metalowej poręczy przyczepki.

Podczas dzisiejszego odcinka z powodzeniem można było nadrobić kilometrów, ale nam się to zupełnie nie udało. Trasa nie była wymagająca. Droga biegła nisko, w sąsiedztwie plaży (głównie piaszczystej), po której przechadzało się niewielu turystów. Leżaki świeciły pustkami. Nie przestaje mnie to zaskakiwać, gdyż warunki są wprost idealne na urlop nad morzem. Jedna z plaż wyjątkowo nas kusiła obietnicą ciekawego ukształtowania dna morskiego. Czuliśmy jednak dużą presję czasu. Ustaliliśmy, że po dziesięciu dniach musimy zacząć wracać na północ, gdziekolwiek byśmy się nie znajdowali. Skrycie liczyliśmy, że będzie to południe wyspy. Ominęliśmy więc to miejsce, choć żałowaliśmy tej decyzji właściwie od początku.Tym bardziej, że zaraz za miastem zaczął się mozolny podjazd pod górę, który ciągnął się przez długie siedem kilometrów. Przemek zakwalifikował go do najgorszych do tej pory, z czym nie mogę się jednak zgodzić mając w pamięci drżenie nóg i uczucie mdłości na odcinku drogi D81 w okolicach Bastii. Rozbawił nas doping dziadka, który wychylił się z chaty i z uroczą podekscytowaną miną krzyknął, że jeszcze dwa kilometry, a później już w dół! Dojechaliśmy do kościoła usytuowanego na szczycie. Powitały nas kwaśne miny i nieprzychylne komentarze odpoczywających tam turystów. Niezrażeni jednak tym zajściem, rozłożyliśmy koc i pozwoliliśmy Hani się wybiegać. Podczas zjazdu śpiewała nam swoim piskliwym głosem, który staraliśmy się naśladować. Oprócz miłości, której nie sposób nie czuć do swojego dziecka, muszę przyznać, że szalenie lubię tę małą dziewczynkę.

Problem ze znalezieniem noclegu wytrącił nas z błogiego stanu. Zaczynało się ściemniać, a perspektyw ku temu nie było żadnych. Wszystkie boczne ścieżki zagrodzone lub okazywały się wysypiskiem śmieci i publiczną toaletą. Skręciliśmy w boczną alejkę, która doprowadziła nas do prywatnego domu. Po podwórku kręciła się młoda kobieta. Nie mając nic do stracenia, zapytałam ją o możliwość rozbicia namiotu na jej terenie. Zadzwoniła do swojego partnera, opowiedziała, że podróżujemy z dzieckiem, które płacze – oczywiście zgodził się. Wskazała nam miejsce pod potężnym dębem na tyłach domu, obok zagrody dla koni. Podłączyła szlauf z wodą, więc niczego nam nie brakowało. Jakie było nasze zdziwienie, gdy godzinę później podjechała do nas samochodem i zapytała, czy chcielibyśmy skorzystać z łazienki, a później zjeść z nimi kolację. Zaproponowała również, że zostawi nam samochód, abyśmy nie musieli iść pieszo. Rozbawiło nas to – w końcu to raptem kilkanaście metrów! Z wanny z ciepłą wodą oczywiście skorzystaliśmy. Hania dorwała się do zabawek syna gospodarzy, zrzucając wszystko z wielkim hukiem. Wyszorowani z brudu mogliśmy zając swoje miejsca na skórzanej kanapie przed telewizorem. Gospodarz trochę się krępował (z wzajemnością) i niewiele się odzywał. Z dziewczyną rozmawiałam właściwie cały czas. Oczywiście para nie mówiła w żadnym innym języku poza francuskim, więc Przemek był skazany na bierne słuchanie. Byli ciekawi, czy jesteśmy małżeństwem (oni nie byli), gdzie pracujemy, czy zawsze w taki sposób podróżujemy. Oni zajmowali się hodowlą bydła i owiec, robili sery i brali udział w żniwach. Mimo sporego mieszkania postawili sobie za cel budowę domu, nim pojawi się myśl o drugim dziecku. Rozmawialiśmy chwilę o szlaku GR20 i pozostałych, które przemierza ojciec dziewczyny. Podobnie jak my, niedawno wchodził na Kilimandżaro, ale przegoniła go choroba wysokościowa. Dziewczyna przygotowała nam kolacje składającą się z ryżu, kotleta z szynką i serem i sałatki. Po tylu dniach makaronu z sosem knorra, zjedliśmy wszystko w minutę. Trzeba przyznać, że ciekawszej urodzinowej kolacji nie mogłam dla Przemka zaplanować. W namiocie czekał na niego deser - tort czekoladowy Wedla, który wiozłam w ukryciu w górnej kieszeni swojej sakwy (nie rozpuścił się) i nóż trekkingowy, który kilka tygodni wcześniej wybrałyśmy z Hanią na prezent.

----------------
Na liczniku: 49 kilometrów.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (9)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
pamar
pamar - 2014-12-11 10:57
Ależ pogodne dziecko macie :)
 
 
majka
Maja Czarnecka
zwiedziła 6.5% świata (13 państw)
Zasoby: 142 wpisy142 157 komentarzy157 1148 zdjęć1148 1 plik multimedialny1
 
Moje podróżewięcej
13.09.2014 - 04.10.2014
 
 
09.02.2012 - 04.03.2012