Geoblog.pl    majka    Podróże    Maroko. W stronę Marrakeszu    4167 metrów nad poziomem morza
Zwiń mapę
2009
05
paź

4167 metrów nad poziomem morza

 
Maroko
Maroko, Jebel Toubkal
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 4311 km
 
Jak napisali w przewodniku, do zdobycia najwyższego szczytu Atlasu i jednocześnie Afryki Północnej niezbędne jest obycie z górami, doskonała kondycja, odpowiednie przygotowanie i szczęście. Pogoda nam dopisywała. Nie było śniegu, ani zachmurzenia.

O 6:20 wyruszyliśmy na szlak jako jedni z ostatnich. Udało nam się wyprzedzić kilka osób, choć ja nie zamierzałam się spieszyć. W dalszym ciągu bolały mnie stopy.

Droga na szczyt nie jest trudna technicznie. Wchodzi się po dużych głazach lub osuwających się kamieniach. Czasami używa się rąk :) Nie miałam najmniejszych problemów z oddychaniem. Jedyne, co utrudniało mi marsz, to ciężkie nogi, które po ostatnich dniach kiepskiego odżywiania odmawiały posłuszeństwa. Na tym odcinku niezbędna jest czapka, rękawiczki i kurtka od wiatru. Z ekwipunku dodatkowego mogę polecić miodóweczkę zabraną z Polski ;)

Po około 3 godzinach nagle, pomału, zaczął wyłaniać się widok, którego na trasie nie było. Wielka przestrzeń, wierzchołki gór, niebo… I charakterystyczny metalowy trójkąt, oznajmiający, że oto TU, jestem wyżej niż kiedykolwiek w życiu, 4167 metrów nad poziomem morza. Przypomniał mi się monolog Kordiana, który stojąc na szczycie Mont Blanc zachwycał się, że pod stopami widzi niebo i nad głową też niebo. Można to poczuć tylko w górach. Gdyby nie porywisty wiatr, można by godzinami podziwiać odległe widoki i masywne skały.

Powrót z Jebel Toubkal to dosłowne „zsunięcie się” po osuwających kamieniach do schroniska. Jest zdecydowanie bardziej niebezpieczny, ale zajmuje o połowę mniej czasu.

Podczas lunchu zastanawialiśmy się, co dalej. Pierwotnie w planach mieliśmy udać się do jeziora Ifni i zejść do nieznanych nam wiosek, skąd można złapać busa do Marrakeszu. Musiałam niestety ostudzić swoją ambicję i pomyśleć o zdrowiu. Zaproponowałam koledze, abyśmy się rozdzielili. Cieszyła mnie myśl o spędzeniu samotnie tego popołudnia i sprawdzeniu własnych sil na górskim szlaku. Ruszyłam wiec sama w drogę powrotną do Imlil.

Droga nie była łatwa. Każdy krok sprawiał nieopisany ból. Nie mogłam się zatrzymać, bo później nie miałam odwagi ponownie stanąć na nogach. Słońce pogarszało sytuację. Czułam, jak wysusza mi się skóra na twarzy. Byłam sama. Daremnie próbowałam dogonić parę, którą widziałam na horyzoncie. Przekreśliła to ostatecznie mijająca mnie wycieczka stu Hiszpanów i ich mułów, którzy z plecakami wielkości paczki chusteczek szli w stronę schroniska.

Na trasie miejscowi zadawali mi ten sam zestaw pytań – czy wszystko gra? Czy jestem zmęczona? Skąd pochodzę? Odpowiadałam im cierpliwie, aż do momentu, gdy jeden z Berberów, nie ważąc na mój stan, chciał mi sprzedać dywan! Mimo gorzkich słów z mojej strony, zaprosił mnie na zimną coca colę (10dh) i ze śmiechem przepraszał za to, że jest Berberem, że taką ma naturę :)

Dalsza droga mijała mi jak w amoku. Ciśnienie rozsadzało mi dłonie, ze stóp schodziła kolejna warstwa skóry. Byłam senna. Gdy doszłam do wyschniętego koryta rzeki, poczułam dziwną przykrość, która chciała wycisnąć ze mnie łzy. Nie umiem wytłumaczyć tego uczucia.

Mylnie sądziłam, że od koryta rzeki to już tylko chwila. Dzień wcześniej musieliśmy pójść inną drogą, bo szlak prowadził zupełnie inaczej - dookoła góry, na którym rozsiane jest miasteczko. Zajęło mi to dodatkowe półtorej godziny. Do taksówki weszłam po 5 godzinach ciężkiego marszu. Oczywiście zapłaciłam podwójnie (60dh), więc gdy kierowca nie mogąc zebrać kompletu zaproponował, żebym dopłaciła jeszcze 15dh i ruszamy od razu posłałam gromy w jego kierunku i szybko pożałował swojej propozycji. Ostatecznie jedna z kobiet zapłaciła tyle co ja, ale przejęła tym samym prawo do rozłożenia się wygodnie obok kierowcy, podczas gdy mnie przeniesiono na tył, gdzie już siedziało troje ludzi.

Całą drogę gadali jak opętani po arabsku. Na zakrętach kierowca puszczał kierownicę i pisał coś na kartkach, a później wszyscy żywo o czymś dyskutowali. Czułam, jak rośnie mi gorączka.

W Marrakeszu wysadzili mnie blisko głównego placu, gdzie udało mi się zrobić tylko kilka kroków, nim usiadłam z bólu na krawężniku. Postanowiłam dalej iść bez butów, albo przynajmniej je jakoś podwinąć.

Na dachu hotelu rozłożyłam matę i śpiwór, zdjęłam skarpetki (dzięki Bogu, że było ciemno) i zasnęłam w ubraniu. To zdecydowanie nie był dzień, gdy miło jest być samemu, choć satysfakcja ze zdobycia Jebel Toubkal wynagradza wszelkie niedogodności i potwierdza, że granica własnej wytrzymałości jest gdzieś dalej, jeszcze nieodkryta.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (10)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (3)
DODAJ KOMENTARZ
vel
vel - 2009-10-08 13:28
ja też chcę!
 
pat
pat - 2009-10-14 12:00
pieknie! dzielna dziewczyna. gratuluje. i wytrwalosci :)
ale skad wzial sie tam ten psiak ?
 
lukasz
lukasz - 2009-10-15 11:51
to brzmi jak mój pierwszy dzień w pracy, straszne :P
 
 
majka
Maja Czarnecka
zwiedziła 6.5% świata (13 państw)
Zasoby: 142 wpisy142 157 komentarzy157 1148 zdjęć1148 1 plik multimedialny1
 
Moje podróżewięcej
13.09.2014 - 04.10.2014
 
 
09.02.2012 - 04.03.2012