Wydostanie sie z Reykjaviku nie bylo latwe. Zajelo to nam ok. 2h, na szczescie trafilismy na pomocna starsza pare, ktora wywiozla nas na slawna Ring Road. Na kolejnego stopa czekalysmy moze z 5 minut. Kobieta opowiadala nam po drodze co widzimy - maly archipelag Vestmannaeyjar na Oceane Atlantyckim, gdzie zyje zaledwie 5000 ludzi, pola lawy, pare wodna wydobywajaca sie ze szczelin w ziemi. Nad tym wszystkim krolowal obudzony w kwietniu Eyjafjallajokull.
Na kolejne dwie okazje rowniez nie czekalysmy dlugo. Warto w tym momencie wspomniec o kierowcy tira, ktory jechal pod Hekle po piasek (Islandia eksportuje go do krajow unii europejskiej). Bez namyslu poprosilysmy go, zeby zabral nas ze soba.
Hekla jest okazalym wulkanem, najbardziej aktywnym na Islandii. Od kilkudziesieciu lat wybucha rowno co 10lat i w tym roku przypada jej rocznica (dokladnie minela w lutym). Tym wiekszy dresz czulam rozbijajac namiot pod jej stopami. Nigdy nie myslalam, ze bede usuwala resztki lawy spod namiotu, ale tego dnia wlasnie to robilam :) Nasz niebieski namiot i Hekla w tle - to byl widok jak z reklamy!