Smutno bylo opuszczac Gunnara, ktory tak cieszyl sie naszym towarzystwem.
Stosunkowo szybko zlapalysmy stopa do Ring Road (30km), w ktorym siedziala islandzko-koreanska rodzina. Nie rozmawiali za duzo, ale nie przeszkadzalo nam to.
W miejscowym Bonusie zaopatrzylysmy sie w prowiant na kolejne dni. Siec tych sklepow jest nieporownywalna konkurencja dla innych. Ceny produktow potrafia byc nizsze o 50% w porownaniu np. z cenami na stacjach benzynowych. Minusem sa godziny otwarcia od 11:00 do 19:00, czyli wtedy, gdy zazwyczaj jestesmy w trasie.
Na "jedynce" stalo juz kilku autostopowiczow. Przerazili nas mowiac, ze czekaja juz od 6 godzin. Szczegolnie, ze co chwile padal deszcz. Gdy juz wszyscy wymiekli i zostalysmy tylko we dwie, po 2,5 godziny zartrzymal sie przy nas farmer. Upchal nasze plecaki na workach z cebula i zabral 80km na polnoc. Cos bylo w tym mezczyznie smutnego, co mnie poruszalo. Opowiedzial, ze prowadzi gospodarstwo z wujkiem i ze po kryzysie rolnikom jest bardzo ciezko. Spytalam, czy te wszystkie rozlegle, niezamieszkale krainy naleza do panstwa. Powiedzial, ze nie, ze wszystkie te ziemie sa farmerow, dziedziczone z ojca na syna. Sa warte majatek, ale farmerzy ich nie sprzedaja. On rowniez tego nie zrobi, bo nie rozumie jak moglby sprzedac cos, czego sam nie kupil, a odziedziczyl. Co wiecej, tutaj na Islandii tak czesto pada zdanie "wystarczy mi to, co mam", ze zaczynam sie zastanawiac, dlaczego w Polsce nie moge sama o sobie tak powiedziec.
Smutny farmer usmiechnal sie kilka razy - biore to jako moj osobisty sukces. A potem wysadzil nas na pustkowiu w ulewnym deszczu :)
To byly chyba nasze najgorsze chwile. Mimo tragicznych warunkow, cala ta sytuacja wydala mi sie komiczna i smialam sie sama z siebie ustawajac samowyzwalacz w aparacie. Stalysmy przy bezludnej drodze, przemarzniete, przykryte mokrym tropikiem od namiotu. Mimo tak zalosnego wygladu, kilku kierowcow bez serca przejechalo obok nas, zjezdzajac az na drugi pas i niemalze wpadajac do przydroznego rowu :)
Po 20 minutach zatrzymal sie przy nas samochod terenowy. Prowadzil go czlonek Rescure Team, organizacji udzielajacej pomocy w rozmaitych sytuacjach. Na Islandii nie ma armii, wiec ludzie dobrowolnie zaciagaja sie w szeregi brygad ratunkowych i pracuja w nich jako wolontariusze.
Bliskosc kola podbiegunowego jest juz w tych rejonach bardzo odczuwalna (100km). Temperatura w dzien waha sie w okolicach 5'C, ale obniza ja bardzo silny wiatr. Spalam w trzech parach spodni, trzech bluzkach, dwoch parach skarpet... nie byly to wymarzone warunki. Tej nocy mialam sen, ze nazajutrz wychodze za maz, a moj nazeczony jeszcze mi sie nie zdazyl oswiadczyc :)