Deszcz...
Na kampingu mieszka para Wlochow, ktora wszystkich obgaduje. Pomijajac fakt, ze mamy w planach spuscic im w nocy namiot, Dorota rozsmieszyla mnie, gdy podczas posilku zaczela ostentacyjnie wskazywac na nich glowa, co momentalnie zbilo ich z tropu. Ja co chwile dodawalam cos od siebie i obie zaczynalysmy sie smiac. Siedzieli sztywno z szeroko otwartymi oczami nie wiedzac, co sie dzieje. Dziwi mnie, ze nie przyszlo im do glowy, ze mimo braku znajomosci ich jezyka, wszyscy dookola wiedza, ze sa przez nich obgadywani.
Gunnar nie lubil Wlochow. Mowil, ze patrza na ludzi z gory, uwazajac siebie za lepszych. Podczas naszej podrozy kilkakrotnie korzystalysmy jednak z ich uprzejmosci. Miedzy innymi tego poranka.
Planowalysmy pojechac nad potezny wodospad Dettifoss. Pogoda nie ulatwiala nam jednak tego, meczac chlodem, deszczem i wiatrem. Minal nas samochod z trojka chlopakow. Kierowca rozlozyl rece na znak, ze nie ma miejsca. Odmachalam mu chcac powiedziec, ze nie ma sprawy (uliczny jezyk migowy), ale nagle samochod zatrzymal sie i zaczal cofac. Chlopaki zamierzali zobaczyc wulkan Krafla, wiec chetnie sie z nimi zabralysmy. Po całym samochodzie rozrzucone były suszące się skarpety i bokserki :)
Wulkan Krafla po raz ostatni dal o sobie znac na poczatku XVIII wieku. W wyniku jego erupcji powstal piekny krater Viti (slowo to oznacza "pieklo"), ktory czesciowo wypelnia woda. Jezioro mieni sie roznymi odcieniami zieleni i blekitu. Gdyby nie panujacy wlasnie huragan, moglabym spedzic tam mile chwile.
Niedaleko stad, na poludnie, bulgocze kociol blotny Hverarond. Spacer po tych ziemiach musial przypominac przekraczanie rzeki Hades. W niektorych miejscach ziemia jest popekana, w kolorach plesni. W innych pomaranczowa i czerwona. Z jej wnetrza wydobywaja sie, pompuja i wybuchaja banki blota. Nad calym obszarem wisi chmura pary wodnej i unosi sie zapach siarki.
Pogoda byla koszmarna, dlatego chetnie wybralysmy sie z chlopakami do naturalnych kapielisk Myvatn, w ktorych woda osiaga temperature bliska 50'C (bilet kosztuje 2500 ISK = 60zl). Biorac pod uwage ze na zewnatrz jest 5 stopni, kapiel w cieplych zrodlach przywrocila krazenie w naszych zmarznietych cialach.
Wieczorem postanowilysmy sprobowac jeszcze raz dotrzec nad Dettifoss. Dorota wyznaczyla limit 30 samochodow, po ktorych mialysmy sie poddac. Zatrzymal sie drugi :) Prowadzila go mloda Islandka, ktora wiekszosc drogi przegadala przez telefon. Wysadzila nas pod znakiem na wodospad, jednak nie sprawdzilysmy, czy to jedyna droga. Niestety nie. Ruch praktycznie nie istnial, dlatego, gdy przemoklysmy juz dostatecznie, aby sie poddac, zlapalysmy samochod w droge powrotna. Byl to Land Rover na kolach wielkosci tych, jakie sa w traktorze. Kapitalny! Mezczyzna podrzucil nas za miasto, do altertywnego na ten wieczor miejsca zwiedzania.
Dimmuborgir (czarne zamki), to pochodzace sprzed 2000 lat pola dziwnie uksztaltowanej lawy. Islandczycy wierza, ze mieszkaja tu elfy i trolle. Rzeczywiscie, jest tu wiele zakamarkow, gdzie mogly by sie schowac, choc nie az tak pieknych, jak Elfi dom w Porsmork, ktory widzialam przez okno autobusu.
Przy okazji troche o wierzeniach Islandczykow. Czytalam juz wiele historii o czarnoksieznikach (jeden z nich nie rzucal cienia, bo ukradl mu go diabel, drugi probowal diabla przechytrzyc) czy opowiesci o zakonnicach, ktore zostaly spalone na stosie za spanie z diablem lub obrazily papieza. Jednak jedna historia wyjatkowo utkwila mi w pamieci. Wiaze sie ona z okolicami jeziora Jokulsarlon i opowiada o trollicy, ktora ukradla garniec zlota i ukryla go na pobliskiej gorze. Tylko jednego dnia w roku ludzie moga probowac odebrac jej skarb, ale nie jest to latwe, bo kazdego smialka czeka walka z wlasnymi przewidzeniami. Zazwyczaj widzi on pozar pobliskiej wioski, porzuca mysli o bogactwie i biegnie na ratunek. Noc wczesniej, nim jeszcze poznalam te historie a bylam w okolicach Jokulsarlon, mialam sen, ze u kresu mojej wedrowki wybuch potezny wulkan. Nie moglam jej wiec dokonczyc, bo musialam ratowac siebie i siostre, biegnac w zupelnie przeciwnym kierunku. Czy to tylko sen, czy moze przewidzenia... nie wiem. W co milej wierzyc? W elfy i trole, razem ze wszystkimi Islandczykami.
Mimo, ze pogoda nie zachecala, zdecydowalysmy sie zdobyc wulkan Hverfell, ktorego ozdoba jest szeroki na 1000m krater, powstaly w wyniku erupcji 2,5 tys. lat temu.
Powrot do wioski Reykjahlib swoim charakterem i odglosami kojarzyl mi sie ze spacerem po czaszkach. Te ostre kawalki lawy uderzajac sucho o siebie wydawaly tepy dzwiek, budzacy wlasnie takie skojarzenia.
Nie wiem, w ktorym momencie zgubilysmy szlak, ale w wyniku tego powrot do namiotu nieco nam sie wydluzyl. Musialysmy skakac przez ogrodzenia, a ostatni odcinek pokonywalysmy juz po ciemku.