Wymyslony przez nas dowcip z trasy:
- Cos tu ladnie pachnie. To od ciebie?
- Nie wydaje mi sie :)
Znowu zaspalysmy. Planowalysmy zapytac pare Niemcow, ktorzy wczoraj podarowali nam dwie puszki zupy, czy by nas nie zabrali. Niestety, juz ich nie bylo, zwineli sie bezszelestnie.
Nie mamy szczescia do wodospadow. Obrany na dzis cel, Dynjandi, znowu nie wypalil. Wsiadlysmy wiec na prom w kierunku polwyspu Snaefellsnes (bilet kosztuje 3950 ISK = 100zl).
Prom zatrzymuje sie na chwile przy wyspie Flatey, na ktorej jest moze z dziesiec domow i kosciol. Zastanawiam sie, czy moglabym zyc w takiej izolacji, gdze kazdy kat mozna poznac w ciagu wieczora. W ogole wiele razy rozmawialysmy, czy byloby mozliwe dla nas mieszkac na Islandii. Do tej pory mowilam, ze nie, ale u kresu mojej podrozy zmieniam zdanie. Moglabym, ze wzgledu na to, ze wierzy sie tu w ludzi. Na kazdym kroku czuje sie kredyt zaufania, ktorego naduzywanie powoduje uczucia nie do zniesienia. Tak dobrze znana w Polsce zasada "okazja czyni zlodzieja", tutaj zamienia rece czlowieka w beton.
Podczas podrozy promem wyjelysmy mape i przewodniki szukajac kolejnych ziem do podbicia. Nasza uwage przykuly jaskinie, do ktorych mozna zejsc, jezeli posiada sie wlasne latarki. Bysk w oku, cel obrany.
W strone jaskin wiozl nas swietny facet, z ktorym obie przegadalysmy cala droge. Jest Islandczykiem, pracuje jako psychiatra w szpitalu. Zapytalam, czy ma kogo leczyc, bo w kraju, ktory liczy 300 000 ludzi, moze nie byc zbyt duzo pacjentow. Co wiecej, ludzie zyja tu w takiej harmonii... Kilku pacjentow ma, co wiecej leczyl rowniez kilku Polakow z uzaleznien alkoholowych.
Jego pasja jest fotografowanie ptakow. Zalalam go seria pytan, zerkajac katem oka na lezace obok mnie dwa potezne obiektywy Canona, warte niewatpliwie majatek. Pozwolilam sobie nawet zazartowac, czy zona zazadala rozwodu po tym, jak je kupil. Wybuchl smiechem mowiac, ze tak to mniej wiecej wygladalo. Opowiadal, jak potrafi godzinami czatowac pod gniazdem orlow (na Islandii jest ich 40, panuje surowy zakaz zblizania sie do nich) i zapelniac kolejne karty pamieci. Adres jego strony: flickr.com/bjarnioss
Na koniec jeszcze o nazwiskach Islandczykow, ktore sa utrapieniem. Nazwisko sklada sie z imienia ojca i koncowki "son" (syn) lub "dottir" (corka). Tak wiec rodzina nie ma jednego nazwiska, nie wiem jak oni sie w tym odnajduja. Smieszne jest natomiast to, ze jezeli ojciec jest nieznany, syn otrzymuje nazwisko Hanson lub Karlson, co dosłownie znaczy "syn mężczyzny, człowieka" :)
Nocujemy dzis w dzikim polu u podnoza gor. Zatrzymujac samochod nasz kierowca zapytal, czy jestesmy tego pewne? Szczerze mowiac to jedno z lepszych miejsc, na jakim rozstawialysmy ostatnio namiot, wiec bez wahania odpowiedzialysmy, ze tak :)