Cala noc snily mi sie zle sny. Przysnila mi sie hinduska kobieta, ktora pomagala ludziom rozwiazywac ich problemy. Pomijam intencje, z jaka do niej przyszlam. Stalismy w kregu, kazdy z nas mial na dloniach kawalek miekkiej masy. Kobieta kazala nam zlozyc rece, po czym rozlozyc i pokazac, co wyszlo. Wszyscy mieli ulepiona bryle, ale tylko u mnie na jednej dloni byla ulepiona, na drugiej pokruszona. Kobieta zapytala, u kogo jest dualizm (uzyla dokladnie tego slowa). Podeszla do mnie, spojrzala smutno w moje oczy. Wiedziala, ze czeka ja duzo pracy.
Mimo nieprzespanej nocy ciesze sie, ze moja podroz nie ogranicza sie tylko do turystycznej przygody.
Z naszych planow na dzis praktycznie nic nie wyszlo. Skonczyl sie sezon, wszedzie pustki. Zabralysmy sie za Zloty Krag, ktory rozpoczyna Park Narodowy Pingvellir. Miejsce jest o tyle ciekawe, ze zbiegaja sie tu dwie plyty tektoniczne - Eurazji i Ameryki. Ziemia rozdzielona jest w tym miejscu przepascia, ktora z lotu ptaka musi przypominac blizne. Oprocz znaczenia historycznego, Pingvellir wielokrotnie byl miejscem pielgrzymek wyznawcow New Age.
Dzis mial byc nasz ostatni nocleg w namiocie. Niestety, przekroczenie progu lazienki, w ktorej byl kaloryfer, zadecydowalo za nas. Rozlozylysmy karimary w kacie (Dorota spala pod umywalkami) i do poznej nocy ogladalysmy zdjecia. Milo bylo nocowac znowu pod dachem :)