Geoblog.pl    majka    Podróże    Indie. Nie tylko w kolorze    Szalona ulica Varanasi
Zwiń mapę
2011
07
mar

Szalona ulica Varanasi

 
Indie
Indie, Vārānasi
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 5923 km
 
Wstalam przed szosta zbudzona dzwiekiem lamiacej sie blachy. Okoliczne malpy wybraly nasz dach, aby pobawic sie skadzionymi komus klebkami welny. Chwile pozniej sprzatalam po tej zabawie, poproszona o to na migi przez mloda hinduska dziewczyne wychylajaca sie z tarasu powyzej.

Nasz pokoj w hostelu 5 na 5 gwiazek (Suraj Guesthouse, 25zl za noc) przypomina komorke, w ktorej kiedys mieszkaly zwierzeta. Obecnie zyja tu ludzie i myszy. Pokoj nie ma okien i jest zamykany na skobel. Gdyby nie zabrana z domu klodka, nie mialabym jak go zamknac. Nie ma cieplej wody.

Ceny tutejszych hosteli zaleza od tego, jak daleko polozone jest glowne krematorium Manikarnika Ghats, w ktorym pali sie ludzkie ciala. Nasz jest jednym z drozszych, czyli slusznie mozna wywnioskowac, ze dym, ktory do nas dociera, zawiera ludzkie prochy.

Varanasi jest miastem bardzo religijnym. Panuje przekonanie, ze smierc w tym miejscu pozwala zakonczyc cykl zycia (nie doczesnego, ale rowniez wszystkich poprzednich wcielen). Umierajac tu dusza juz ponownie sie nie reinkarnuje, przez co osiaga wieczny spokoj. Z tego wlasnie powodu sciagaja tu starzy i schorowani ludzie. Jest to przykry widok, gdyz zebrza na ulicach, aby zebrac pieniadze na drewno potrzebne do ceremonii. Ceny zaleza od jego rodzaju; najlepsze i zarazem najdrozsze jest drewno sandalowe.

Pozostali pielgrzymi przyjezdzja tu aby poprawic swoja karme (w tym celu dokonuja rytualnego zanurzenia w Gandze) lub aby pozegnac najblizszych.

Sniadanie zjadlysmy w knajpie przy drodze, w ktorej stolowali sie lokalni ludzie. Podano nam placki w sosie curry, smazone w glebokim oleju. Mimo niskich cen, nie jest latwo zaspokoic tutaj glod. W miescie nie ma sklepow spozywczych ani restauracji. Jemy to, co znajdziemy.

Idac glowna ulica miasta nie widzialysmy wielu turystow. Minelo nas moze dwoje "bialych". Pozostali przygladali nam sie uwaznie, zaczepiali, proponowali swoje uslugi.

Charakter tutejszej ulicy nie jest latwy do opisania. Wydaje sie, jakby budynki byly zbite z resztek blachy i oklejone tanimi reklamami w celu wzmocnienia konstrukcji. Dzwiek klaksonu nie ustaje w ogole. Ruch lewostronny jest trudny do zauwazenia, bo niewielu kierowcow przestrzega jakichkolwiek zasad. Na skrzyzowaniach z reguly nie ma sygnalizacji swietlnej, a jezeli jest, to nikt na nia nie zwraca uwagi. Obowiazuje zasada podniesionej reki - kto jej nie podniosl, ten rozjezdza sie na boki. Zawracajac w niedozwolonym miejscu rikszarz z usmiechem na ustach przekladal ponad naszymi glowami blokujacy go sznurek.

Na drodze dzieje sie wszystko. Moze nie zaskoczyly mnie specjalnie grzebiace w smietnikach krowy, ale swora dzikow czy maciora z prosietami, juz tak. Meczacy jest widok poranionych psow z odcietymi konczynami, ktore uparcie spia na rozgrzanym asfalcie. Nie szokuje natomiast widok szczurow buszujacych w rynsztokach.

Pozostajac w temacie odruchow zwierzecych - w ulicznym tlumie mezczyzni rozkladaja lokcie szeroko na boki, aby zwiekszyc swoje szanse dotkniecia nas. Nie przekraczaja jednak drastycznie tej granicy. Hindusi boja sie bialych kobiet.

Przywykam do widoku broni na ulicy. Na wielu skrzyzowaniach i w bankach stoi policjant z przewieszonym przez ramie karabinem. W wielu miejscach sa bramki do wykrywania metalu. Z tego powodu skoczyl mi dzis poziom adrenaliny. Przy wejsciu do supermarketu zostalam poproszona na bok w celu przeszukania. Wtedy zorientowalam sie, ze w moim plecaku jest noz, z ktorym wlasciwie sie nie rozstaje. Takie chwile dzieja sie w swiadomosci w zwolnionym tempie. Nie wiedzialam, co moze mnie za to spotkac. Przed wyjazdem czytalam, za do aresztu trafia sie za brak paszportu. Kieszen zostala otwarta, wstrzymalam oddech, nie znalezli. Za chwile przeszukali Aske i skonfiskowali jej paczke gum do zucia :)

Na dworcu kolejowym kupilysmy bilety na pociag, ktory nie istnieje. W kasie nie poinformowano nas, ze takiego polaczenia, na jakie życzymy sobie bilet, nie ma. Zgodnie z wielokrotnie usłyszaną zasadą "Nothing is impossible in India" - bilet zostal wydrukowany, a jego pozniejszy zwrot kosztowal 20 rupii :)

Nie dostalysmy biletow na dzisiejszy pociag. W Varanasi spedzimy jeszcze jedno glosne popoludnie.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (6)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
mirka66
mirka66 - 2013-04-03 09:46
Malpiszony sa rewelacyjne.
 
 
majka
Maja Czarnecka
zwiedziła 6.5% świata (13 państw)
Zasoby: 142 wpisy142 157 komentarzy157 1148 zdjęć1148 1 plik multimedialny1
 
Moje podróżewięcej
13.09.2014 - 04.10.2014
 
 
09.02.2012 - 04.03.2012