Geoblog.pl    majka    Podróże    Indie. Nie tylko w kolorze    Wsiasc do pociagu...
Zwiń mapę
2011
08
mar

Wsiasc do pociagu...

 
Indie
Indie, Vārānasi
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 5923 km
 
Z samego rana pobieglam na dach, aby zobaczyc wschod slonca nad Gangesem. Po rzece plywalo już kilka lodzi. Za rzeką roztaczał się opustoszały krajobraz - rzadki widok w Indiach. Buszujące na tarasach małpy wykradaly chusteczki higieniczne z toalety i przewracaly doniczki.

W Varanasi sa dwa uliczne markety - Indian Market i Tourist Market (ceny podwojne, poczworne itd). Znalazlysmy sie dzis w samym srodku tego pierwszego mrowiska. Policja poprawila bron na nasz widok, weszla w stan gotowosci. W jednej z budek zobaczylam połyskujace zlote sari i mimo, ze nie planowalam tego typu zakupów, szybko znalazlo sie w mojej torbie (400Rs = 25zl).

Sprzedawcom owocow dopisywal dzis dobry humor. U jednego z nich kupowalam mandarynki. Do momentu wazenia i pakowania, nie chcial powiedziec, jaka jest cena za kilogram. W koncu wyciagnal dlon po 80Rs, czyli prawie 5zl. Unikal mojego wzroku i udawal zajetego kolejnym klientem. Na twarzach pozostalych sprzedawcow pojawil sie znaczacy usmiech, ktory jeszcze bardziej sie poglebil, gdy zostawilam te owoce i kupilam ze straganu obok, za polowe tej ceny.

Naciaganie w Indiach jest powszechne i meczace. Na kultywowanie tej tradycji Hindusi poswiecaja wiele czasu i wysilku. Cecha zawodu rikszarza jest na przyklad to, ze nigdy nie ma w kieszeni drobnych. Kierowca rozklada wtedy bezradnie rece, przewraca oczami na boki, przybiera nieporadny wyglad. Gdy po raz kolejny uslyszalam ten sam tekst, poprosilam o ich rozmienienie. Rikszarz odwrocil sie do drugiego kierowcy i w jezyku hindi kazal mu udawac brak pieniedzy. Wprawny obserwator, mimo nieznajomosci jezyka obcego, doskonale potrafi odczytac tego typu przekazy. Zniecierpliwiona tymi gierkami zabralam mu gotowke z dloni i zaczelam isc w strone innych kierowcow. Ziarno paniki zostalo posiane! Reka rikszarza siegnela do drugiej kieszeni, gdzie (szczesliwym trafem) byl caly rulon niskich nominalow.

Idac kamiennymi schodami prowadzacymi do rzeki, trafilysmy do bardzo przyjemnej restauracji Delphin. Zajelysmy stolik na dachu hotelu z widokiem na Ganges. Moglysmy w koncu zjesc cos pozywnego, bo w ostatnich dniach nie bylo z tym najlepiej. Zamowilam swoj ulubiony Shahi Paneer, czyli twarog indyjski w sosie z orzechow (185Rs = 11zl, w Polsce 40zl).

Nasz pociag odjezdzal z oddalonego o 12km dworca Mughal Sarai. Poprosilam wlasciciela hostelu, aby zamowil nam riksze na godzine 16:00. Punktualnie zeszlysmy z bagazami do pokoju goscinnego. Siedzial w nim wlasciciel i drugi mezczyzna. Nie wzbudzilysmy zainteresowania zadnego z panow, dlatego uznalysmy, ze naszego kierowcy jeszcze nie ma. Aska wyciagnela z plecaka beedi, czyli zwiniete w rulon liscie tytoniu (niektorzy twierdza, ze eukaliptusa) i zaczela je popalac. Co prawda nie byl to najlepszy moment na eksperymentowanie z hinduskimi uzywkami, ale szczesliwie nie wykazaly dzialan narkotycznych :)

Pare minut po 16 zaczelam sie martwic, za kierowcy jeszcze nie ma. Upewniając się, że właściciel hostelu nie pomylił godziny, przypadkowo odkrylam, ze osoba, ktorej oczekujemy, przebywa w tym samym pomieszczeniu. Spojrzalam na milczacego w kacie mezczyzne - nie wykazywał najmniejszych oznak zniecierpliwienia. Załadowałyśmy nasze bagaże na motorikszę i ruszyliśmy w gesty tłum pojazdow.

Niedługo było czekać na pierwsze próby krętactwa. Kierowca przedstawil nam ultimatum - albo jedziemy droga, za ktora zaplacilysmy (ale nie zdazymy), albo krotsza, ale dodatkowo platna. Zgodzilysmy sie, choc teraz uwazam ze niepotrzebnie. Na dworzec dotarlysmy godzine przed czasem.

Pozniejsza meczarnia to juz osobne opowiadanie. Najpierw pociag mial 4 - godzinne opoznienie. Przeznaczylysmy ten czas na zawiazywanie wiezi z lokalnymi kobietami. Nie przeszkadzalo im, ze nie rozumiemy hindi. Smialy sie z naszych zartow, a my z ich. Jedna kobieta pochodzila z regionu Assam. Zaskoczylo ja, ze herbata z jej rodzinnych ziem, jest bardzo znana w Polsce.

Po szesciu godzinach czekania nie bardzo wiedzialysmy, co ze soba zrobic. Zaczynaly nas sie chwytac glupie zarty. Mialam ubaw z samej siebie, gdy nachylilam sie nad Aska i zadalam jej zagadke: W poczekalni siedzi 23 kolorowych Hindusow i dwie biale kobiety. Wymien dwa elementy, ktore nie pasuja do pozostalych :)

Po kolejnych paru godzinach wspolnej niedoli bylysmy juz czescia lokalnej spolecznosci (tak rozumiem fakt, ze jako jedyne "biale" nie musialysmy placic za toalete :))

Karma nam nie sprzyjala tego dnia, mimo, ze dalam biednemu chlopcu pare rupii. Pociag przyjechal z 9 - godzinnym opoznieniem, a znalezienie naszego przedzialu nim pociag odjechal, do tej pory nazywam cudem.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (7)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
majka
Maja Czarnecka
zwiedziła 6.5% świata (13 państw)
Zasoby: 142 wpisy142 157 komentarzy157 1148 zdjęć1148 1 plik multimedialny1
 
Moje podróżewięcej
13.09.2014 - 04.10.2014
 
 
09.02.2012 - 04.03.2012