Rozbawil mnie dzisiejszy rumor. Asia postawila na nogi cala rodzine, bo w kranie nie bylo cieplej wody. Wszyscy zaczeli biegac, krzyczec, ktos uruchomil prad w laziece. Z kranu poleciala goraca woda, o czym zawiadomil nas dumny z siebie wlasciciel. Bylo wspaniale :)
Dzisiejszej nocy zle spalam. Doszlysmy z Asia do wniosku, ze im lepsze mamy warunki, tym gorszy sen. Postanowilysmy zamienic ten ekskluzywny pokoj na nore w piwnicy, z grzybem na scianie i zardzewiala lazienka. Od razu nam sie spodobala (Hotel Yangrigang, 200Rs = 12zl za dwie osoby). W tym samym hotelu wykupilysmy uslugi trekkingowe.
Podczas sniadania nakarmilysmy chyba wszystkie bezpanskie psy. Sa chude jak patyki.
Wolny dzien spedzilysmy na zwiedzaniu okolicy. Przypadkowo trafilysmy do ukrytej w buszu swiatyni, do ktorej zaprosilo nas dwoch buddyjskich mnichow. Wewnatrz panowala intymna atmosfera. Na oltarzu, pod potezna figura bostwa, lezaly roznego typu dary: kiechy wypelnione pieniedzmi, jedzenie, slodycze, drobne rzeczy dnia codziennego. Jeden z mnichow trzymal w dloni cos na ksztalt rozanca. Chodzil dookola swiatyni i modlil sie na glos. Drugi zamiatal liscie.
Yuksam polozony jest na wysokosci 1850m. Nie wiem, ile zeszlysmy z tej wysokosci, ale powrot na gore zajal nam cztery godziny. Szlysmy waska sciezka, przy ktorej rzadko rozsiane byly male gospodarstwa. W dole huczal wodospad. Zaszlysmy do niego po poteznych glazach, ktore tworza ciekawa scenerie. Milo bylo moczyc nogi w zimnej wodzie.
W drodze powrotnej miejscowi ludzie chetnie nas zagadywali. Szczegolnie urocza byla grupka dzieci niosacych liscie dla zwierzat. Liscie prawie ich zakrywaly. Byly zamocowane na specjalnych uprzezach zakladanych na glowe. To normalne, ze dzieci tutaj pracyja. Pare godzin wczesniej widzialam uczniow, ktorzy w ramach lekcji budowali ogrodzenia.
Dzieci rozmawialy po nepalsku, ale jedna starsza dziewczynka mowila tez po angielsku. Tlumaczyla nam zarty pozostalych.
Podczas kolacji przysiadla sie do nas para z Polski. Nie przepadam za ich towarzystwem, bo wlasciwie nie maja zadnego pomyslu na siebie i swoj pobyt w Indiach. Calymi dniami jedza i przeliczaja swoje rachunki na zlotowki. Jedza nawet jak im sie nie chce, bo jest tanio. Nasze plany wyjscia w gory podsumowali, jako potrzebe zaimponowania innym. Nie mielismy wiec o czym rozmawiac. Zaluje, bo w podrozy zawsze czekam na spotkanie Polakow.