Kierowca taksowki zawiozl nas do Coconut hotel (20000TZS = 40zl/pokoj), w ktorym zapadlismy w spiaczke do popoludnia. Nie bylismy w stanie podniesc sie z lozka i wymeldowac na czas, wiec zgodnie uznalismy, ze przenocujemy jeszcze jedna noc.
Naszym zadaniem na dzis bylo znalezienie firmy organizujacej safari. Mimo braku apetytu udalismy sie do pizzerii Kuleana (Posta Street), w ktorej podroznicy komunikuja sie ze soba za pomoca zawieszonej przy barze tablicy ogloszen. Nie znalezlismy tam chetnych na safari, ale zostawilismy notke z naszymi planami i numerem telefonu.
W Mwanza nie ma wiele firm organizujacych safari. Odnalezlismy biura trzech z nich, w tym dwa byly zamkniete z powodu weekendu. Nieco zrezygnowani siedlismy w hotelowej restauracji i zmowilismy piwo Kilimanjaro (2000TZS = 4zl). Zadzwonilismy do firmy Masumin Tours, ktora jako nieliczna oferuje noclegi na kampingach. Pozostale oferuja pokoje, co sie wiaze z zabojczymi cenami (od 400$/noc).
Pracownicy Masumin Tours zjawili sie blyskawicznie i porwali nas do swojego biura w okolicach portu. Przedstawili nam swoja oferte w dwoch wariantach. Lepszy zakladal, ze uda nam sie dolaczyc kolejne osoby i podzielic koszty paliwa. Gorszy - ze jedziemy tylko we dwoje. Umowilismy sie na telefon pojutrze.
Wieczorem bardzo zle sie czulam. Slonce wywolalo u mnie bol glowy. Dopadla mnie spiaczka, nie moglam podniesc sie z lozka. Plany Przemka o wieczornym spacerze nie wypalily.