Nie mieliśmy dość podwodnych wrażeń. Spotkaliśmy się z Marcinem w barze na plaży. Pracujący w nim barman załatwił im przejazd na „spice tour” – całodniową wycieczkę po okolicznych plantacjach przypraw i owoców. Nas interesowało wynajęcie łodzi i nurkowanie na północnym skraju wyspy Tumbatu. Zebrało się kilka osób, głównie rybaków i po krótkich negocjacjach zostaliśmy zaproszeni na pokład kutra (7500TZS = 150zł/2 osoby). Pewnie nie każdy czerpałby z tego przyjemność – przebijać się przez wysokie fale brudnym statkiem, na którym kilku rybaków zwija pachnące rybami sieci. Dla nas było to fantastyczne!
Statek zacumował. Rybacy ułożyli się wygodnie na deskach kutra i zapadli w sen. Założyliśmy maski i rurki i wskoczyliśmy do wody. Rafa w tym miejscu była okazała. Ławice ryb bawiły się z nami płynąc odważnie obok, po czym uciekały płochliwie i ponownie podpływały. Mogliśmy robić im zdjęcia do woli, bo znajomi pożyczyli nam ładowarkę do aparatu. Byliśmy tam tylko we dwoje – w tym rajskim ogrodzie podwodnego świata. Wspaniałe popołudnie.
Wieczór spędziliśmy skromnie, siedząc na tarasie naszego domu. Kończyła nam się gotówka, a w okolicy nie było żadnego bankomatu. Nasz czas na wyspie dobiegał końca.