Geoblog.pl    majka    Podróże    Korsyka. Boso, ale w ostrogach.    Chytry lis
Zwiń mapę
2014
17
wrz

Chytry lis

 
Francja
Francja, Calvi
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 1428 km
 
Nauczeni doświadczeniem, nowy dzień zaczęliśmy od uzupełnienia zapasu wody. Obładowani plastikowymi butelkami przemknęliśmy się za bramę pobliskiego kempingu i z miną niewiniątek zanurkowaliśmy do wystającego z ziemi kranu. Wracaliśmy do niego dwukrotnie - nikt nie zwrócił nam uwagi.

Linia brzegowa w tej części wyspy nie jest łatwo dostępna. Przeważają plaże prywatne, dojście do innych uniemożliwia strome urwisko. Gdy natrafiła się możliwość zjazdu do plaży, od razu z niej skorzystaliśmy. Założyliśmy stroje kąpielowe, ale im bliżej brzegu, tym mniejszą ochotę mieliśmy na kąpiel. Plaża była zaśmiecona, pokryta toną zeschniętych wodorostów. W między czasie rozpadało się, grzebiąc nasze zamiary na amen. Ukryliśmy rowery w kępie bambusów, a sami, skuleni pod kocem, zajadaliśmy się makaronem. Z trudem wyciągnęliśmy przyczepkę na drogę, gdyż podjazd był bardzo stromy i piaszczysty.

Żar z nieba zalał nas równie szybko, jak ustały przelotne opady. Mimo przekroczenia pierwszej setki, nie byliśmy zmęczeni. Do naszych mięśni doszła już informacja, że jesteśmy na urlopie, wobec czego nie ma lenistwa, podkręcamy obroty. Może na emeryturze pozwolimy sobie odpocząć.

Mijani przechodnie reagowali na nas w rozmaity sposób. Przeważająca większość odnosi się do nas z wielkim entuzjazmem. Słyszymy za sobą radosne „Bon courage”, „Bravo”. Z okien samochodów wyłaniają się uniesione w górę kciuki, aparaty, uruchomiane są klaksony. Niestety, reakcje te płyną głównie ze strony mężczyzn. Kobiety znacznie częściej przytłaczają nas kwaśną miną. W Polsce spotykam się z taką samą reakcją. Pamiętam opowieści babci, że kiedyś wychodząc w pole wrzucało się dziecko w miedzę i szło się pracowac przy żniwach. Natłok przyziemnych obowiązków odsuwał na bok sentymenty. Kobiety tego samego pokolenia, a także późniejszego, czują się zobowiązane do udzielania „dobrych rad”, których najwięcej usłyszy świeżo upieczona matka. Jestem tego zmaltretowanym przykładem. W ostatnich miesiącach całą moją energię poświęcam na to, aby zapewnić Hani zdrowe i szczęśliwe dzieciństwo. Przygnębia mnie fakt, że najczęściej słyszanym przeze mnie zdaniem jest „biedne dziecko, bo...” i litania epitetów na temat ubioru, żywienia, opieki. Obiad staje mi w poprzek w przełyku słysząc po raz kolejny „sama je, dziecku nie da”. Gdy daję córce pić, ktoś podsumowuje „samą wodą cię mama karmi”. Siedzi to we mnie nieprzetrawione, podsycane kolejnymi usłyszanymi zdaniami. Reaguje coraz gwałtowniej, chociaż chciałabym puszczać wszystko mimo uszu. To główny powód i siła napędowa tego wyjazdu.

Przez miejscowość Calvi przemknęliśmy niepostrzeżenie, zerkając przez ramię na górującą ponad miastem cytadelę. W jej murach mieszczą się koszary Legii Cudzoziemskiej. Wyczyny legionistów mieliśmy okazję podziwiać dzień później, gdy piloci samolotów trenowali ślizganie się po tafli morza. Sprawa z noclegiem wyglądała jednak nieciekawie. Kierowaliśmy się w stronę przylądka z latarnią morską, ale droga była długa i męcząca. Przemek dodatkowo dociążył swój rower kilkoma litrami wody przeznaczonej na kąpiel. Wiezie ją w zbiorniku prysznica turystycznego przyczepionego do ramy przyczepki. Perspektywa utraty i odzyskiwania wysokości w dniu następnym zniechęciła nas do dalszej jazdy. Zboczyliśmy w lewo, położyliśmy rowery na ziemi i weszliśmy na ukryty w gęstwinie makii punkt widokowy. Zgodnie stwierdziliśmy, że miejsce jest idealne, a widok zachwycający. Hania rozbawiła nas swoim uśmiechem od ucha do ucha, zupełnie jakby rozumiała dlaczego się cieszymy.

Żeby nie było jednak jednostajnie, dobry humor przerodził się w dziką rozpacz. Powód? Zabroniłam dziecku jeść kamienie. Serce zatrzymało mi się na minutę, gdy grzebałam palcem w jej buzi w poszukiwaniu pierwszego. Hania wpadła w histerię, ciało wygięła w łuk, rzuciła się do tyłu, potem do przodu. Jej głos wszedł na tak wysokie tony, że spłoszyłby sforę psów. Baliśmy się, że nas zdemaskuje i w końcu przypadkowy turysta, zaniepokojony niemowlęcym płaczem dobiegającymi z krzaków, zawiadomi policję. Poczuliśmy ulgę, gdy zasnęła.

Podczas naszej orzeźwiającej kąpieli w zimnej wodzie, nieoczekiwanie pojawił się lis. Stał nieruchomo, nie uciekał. Przegoniliśmy go, ale po paru minutach znowu wrócił. Chwycił za bagietkę i w nogi. Przemek wyjął z kieszeni gaz pieprzowy, ale na nic się to zdało – po lisie nie było już śladu. Rzucił więc kamieniem w stronę ruszających się krzaków i pewny trafienia odpuścił sobie dalszą pogoń.
Wieczór spędziliśmy przed namiotem, siedząc w świetle latarni morskiej, zajadając się uratowaną bagietką z dżemem i słuchając dźwięków latających modliszek.

----------------
Na liczniku: 41 kilometrów.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (4)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
pamar
pamar - 2014-12-11 09:55
Nie przejmuj się, Hania na pewno Ci podziękuje za wszystko, a widać po niej jaka jest szczęśliwa :)
 
 
majka
Maja Czarnecka
zwiedziła 6.5% świata (13 państw)
Zasoby: 142 wpisy142 157 komentarzy157 1148 zdjęć1148 1 plik multimedialny1
 
Moje podróżewięcej
13.09.2014 - 04.10.2014
 
 
09.02.2012 - 04.03.2012