Mój pierwszy lot w życiu nie był taki najgorszy, mimo, że stresowałam się tą chwilą już dobre dwa tygodnie i wyobrażałam rychłą śmierć w płomieniach :) Tymczasem moment, gdy samolot uruchamia silniki, kołuje na lotnisku, nabiera prędkości i ta krótka chwila, gdy odrywa się od ziemi – to coś pięknego. Czas w powietrzu tak szybko mija. Kolega śmiał się ze mnie, bo lecąc ponad górami, myślałam, że to JUŻ Tatry, a to były w rzeczywistości Alpy :)
Na lotnisku czym prędzej rozbiliśmy obóz, ale nacieszyliśmy się nim tylko pół godziny. Ochroniarz poprosił nas o zwinięcie karimat. Poszliśmy więc na trawę i na słońce. Była piękna pogoda.