Do Fezu dotarliśmy bardzo późno, na 20. Stresowało mnie to, bo tak bardzo chciałam kupić wszystkim prezenty. Podróż do Maroko to moje marzenie od wielu lat i na każdym kroku chciałam się tym dzielić z rodziną i znajomymi. Nie udało się jednak.
W jednym małym sklepiku negocjacje ceny zajęły nam półtorej godziny. Obie strony były zdecydowane na transakcję, ale nie zadowolone z padających propozycji. Na stół wjechała więc Berber Whisky (miałam obawy, że tylko my pijemy ;)) i przyszedł lokalny grajek. Sprzedawcy zbystrzeli, gdy padło słowo „wódka” i weszliśmy na bardziej szeptane tony. Nie spuszczali butelek z oczu, ale udawali, że im nie zależy i że taki towar mają w każdym supermarkecie. Wyjęłam więc 400dh i zaczęłam nimi machać przed oczami i mimo, że czuli się pokrzywdzeni, wyciągnęli ręce na znak zgody. Za litr wódki, 0,25 żubrówki i 400dh kupiliśmy dwa piękne lustra. Rozstaliśmy się jak starzy przyjaciele. Niestety w tym czasie wszyscy inni sprzedawcy zwinęli juz swoje sklepiki i poszli do domu.